Matt and Kim występują na Riot Fest 2018 w Chicago. Photo by Conor Bezane

Muzyka jest intensywnie potężną i piekielnie galwanizującą siłą. Napędza naszą egzystencję, karmi umysł i wypala duszę.

Niektórzy z nas dostają gęsiej skórki, gdy słyszą ulubiony refren, dynamiczną solówkę lub konkretny tekst, który z nami rezonuje. I ostatecznie muzyka łączy się nieusuwalnie z naszymi wspomnieniami.

W moim przypadku, usłyszałam ostatnio muzykę na żywo, która przywołała kilka intensywnych wspomnień o dawnym chłopaku, którego już z nami nie ma.

Matt i Kim to dance-rockowy duet z Brooklynu – Matt Johnson gra na klawiszach i śpiewa, podczas gdy Kim Schifino utrzymuje rytm za pomocą zestawu perkusyjnego. Nie są małżeństwem, ale zdecydowanie stanowią uroczą parę. Ich pogawędki między piosenkami są przezabawne, jeśli nie profanacyjne.

Widziałam Matta i Kim poprzedniej nocy w Rivierze w Chicago. Byłam sama, nie mogąc znaleźć nikogo wolnego, z kim mogłabym pójść, więc może dlatego czułam się szczególnie introspektywnie. Skończyło się na tym, że oddałam mój dodatkowy bilet niepełnosprawnemu weteranowi na wózku inwalidzkim, żeby mógł go sprzedać.

Koncert był 10. jubileuszową trasą Matta i Kim, świętującą wydanie ich przełomowego albumu Grand. I od tego czasu odnieśli ogromny sukces.

Jeśli czytaliście moją książkę, spotkaliście Jeffreya, mojego zmarłego dwuletniego chłopaka, który żył grą w rugby i był fanatykiem muzyki z zaciekłym uzależnieniem od alkoholu. Nie pił mocnych trunków, ale z pewnością potrafił odstawić sześciopak lub trzy. Jestem winny tego samego, za każdym razem, gdy się spotykaliśmy.

Jeffrey był słodkim facetem, ale alkoholikiem najbardziej ponurego rodzaju. Kiedy wypił za dużo, był wściekłym pijakiem. Był także zagorzałym republikaninem, a ja jestem liberałem z krwawiącym sercem. Nie było brzydkie dialogi, późno w nocy mecze krzyki, i drzwi slamming.

Jeffrey był najmilszy facet, kiedy nie był pod wpływem. Nieustannie rozdawał uściski każdemu napotkanemu przyjacielowi, nowemu i staremu. I uwielbiał poznawać nową muzykę.

Zrobiłem dla Jeffreya wiele mixtape’ów. A jednym z pierwszych albumów, z którymi go zapoznałem, był debiutancki „Grand” Matt and Kim.

Album ten to niemal doskonały, kapryśny uśmiech od ucha do ucha. Jego pierwszy singiel „Daylight” pojawił się w reklamie Bacardi, a także w grze wideo NBA Live 10. Jeden z ich nowszych utworów, „It’s Alright”, jest w serii reklam Buicka, które wciąż są emitowane w tej chwili.

Słuchanie tych piosenek – tych z Grand – w kolejności ich pojawiania się, przyniosło mi powrót do Jeffreya. Kiedyś siedzieliśmy na tylnych schodach jego mieszkania na Logan Square z moim laptopem, słuchając Matt and Kim albo The Thermals na maksymalnej głośności. Jak zawsze sączyliśmy piwa.

Choć nasz związek był w pewnym sensie pożarem śmietnika, staram się myśleć o szczęśliwych chwilach. Rozpustne imprezy w rugby. Święto Dziękczynienia z jego mamą i bratem. Parada Dumy. I letnie popołudnia na Hollywood Beach, gejowskiej plaży w Chicago.

Zastanawiam się, jaki byłby dzisiaj. Wiem, że głosował na Trumpa, ale co myślałby o nim teraz? Czy popierałby impeachment? A może potępiłby nas, Demokratów, za bycie delikatnymi płatkami śniegu?

Gdyby Jeffrey żył dzisiaj, i gdyby był trzeźwy, prawdopodobnie byłby jednym z moich najlepszych przyjaciół. Z przyjemnością spędzałbym z nim czas. Ale niestety, picie go zabrało. Tak jak to się dzieje w przypadku zbyt wielu z nas. Za każdym razem, gdy słyszę Matta i Kim, zawsze myślę o Jeffreyu. Jeffrey zmarł przez samobójstwo w lecie 2017 roku. Spoczywaj w pokoju, bracie.

Sprawdź kilka filmów Matta i Kim poniżej. A jeśli nie miałeś jeszcze okazji przeczytać mojej książki, jest ona dostępna na Amazon.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.