Nota redaktora: Dzisiejszy post pochodzi od redaktora naczelnego Jordana Myleta. Mylet jest doktorantką historii na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego.

Gdy Bill Wilson miał „duchowe przebudzenie” w ekskluzywnym Charles B. Towns Hospital w Nowym Jorku, który zainspiruje założenie i program Anonimowych Alkoholików, prawdopodobnie nie wiedział, dziwne, czasami złowrogie, historia leczenia, które uczyniły jego transcendentalne doświadczenie możliwe.

To co otrzymał było wersją leczenia belladonną w Szpitalu Towns, która pojawiła się jako najnowocześniejsza metoda leczenia uzależnień w 1900 roku i stała się dominującą metodą w publicznych i prywatnych szpitalach do lat 20-tych. Zgodnie ze swoją nazwą, terapia ta opierała się na alkaloidach roślin z rodziny psiankowatych, które od tysiącleci były używane jako trucizna, środek kosmetyczny i halucynogen. Wiadomo, że były one silne, psychoaktywne i potencjalnie śmiertelne. Gdy leczenie belladonną (lub „leczenie hioscyną”) rozpowszechniło się w amerykańskiej praktyce medycznej, lekarze i badacze medyczni zaangażowali się w niełatwy proces prób i błędów, by kontrolować lotne właściwości mieszanki narkotyków. W praktyce oznaczało to, że biedni uzależnieni i alkoholicy w pierwszych dekadach XX wieku zetknęli się z o wiele bardziej niebezpieczną wersją kuracji belladonną. Przebieg kuracji hioscyną ujawnia długą historię dwupoziomowego systemu leczenia (i opieki zdrowotnej) uzależnień w Stanach Zjednoczonych, a także czasami szalenie eksperymentalny charakter medycyny i farmakologii na początku XX wieku, w tej samej epoce, w której opracowano krajowe przepisy dotyczące kontroli środków odurzających.

Leczenie uzależnienia belladonną wywodzi się z dziewiętnastowiecznej rewolucji w wiedzy farmaceutycznej i medycznej. Badacze medyczni w Europie Zachodniej stworzyli leki, które w XX wieku stały się zarówno materiałem, jak i rzekomym lekarstwem na uzależnienie. W latach 30. XIX wieku niemieccy badacze farmaceutyczni – wykorzystując proces opracowany przez swoich kolegów, którzy w 1805 roku stworzyli morfinę z opium – z powodzeniem pracowali nad wyizolowaniem z roślin psiankowatych związków, które mogłyby leczyć konkretne dolegliwości psychiczne i fizyczne. Do lat 90-tych XIX wieku w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych azyle firmy Merck wykorzystywały alkaloid koszyczka, zwany hioscyną (lub skopolaminą), do leczenia przypadków przewlekłej manii i, coraz częściej, przewlekłego alkoholizmu. W 1901 roku dwaj lekarze, dr M.K. Lott z Teksasu i dr George E. Petty z Tennessee, opublikowali prace wychwalające zalety „leczenia hioscyną” uzależnienia od morfiny. Według raportu U.S. Public Health Service z 1938 roku, to właśnie dr Petty był odpowiedzialny za leczenie belladonną, które „weszło do niemal powszechnego użytku w tym kraju”. Zgodnie z metodą Petty’ego, pacjent był stopniowo odstawiany od morfiny w ciągu 36 godzin, podczas gdy jednocześnie podawano mu „środki katartyczne”, aby oczyścić organizm poprzez wymioty i wypróżnienie. Po zakończeniu dawkowania morfiny, Petty podawał częste dawki hioscyny i leków przeczyszczających przez kolejne 36 do 48 godzin, aby wywołać delirium i kontynuować oczyszczanie organizmu.

Logika leżąca u podstaw jego leczenia odwykowego wynikała z dziewiętnastowiecznych postępów w immunologii i lekach leczniczych. W 1891 roku badacze medyczni odkryli lekarstwo na błonicę oparte na zdolności zdrowego organizmu do tworzenia antytoksyn przeznaczonych do zwalczania określonych toksyn bakteryjnych. Dla lekarzy takich jak Petty – a później dr Alexander Lambert, osobisty lekarz Theodore’a Roosevelta i drugi twórca kuracji Towns-Lambert, którą przeszedł Bill Wilson – miało sens, że „toksyny” takie jak alkohol i morfina muszą być wypędzane z organizmu przez „antytoksyny”, takie jak hioscyna, które wywoływały u pacjentów efekty odwrotne do wybranych przez nich leków narkotycznych. Jeden z akolitów doktora Lamberta opisał tę metodę jako „naprawdę racjonalne leczenie narkomana”, ponieważ służy ona do „odtruwania systemu”, głównie poprzez ewakuację jelit pacjenta. Zarówno Petty, jak i Lambert podkreślali znaczenie oczyszczania; Lambert wspomina nawet o „obfitych, kwaśnych stolcach” jako dowodzie powodzenia terapii. Choć badacze zajmujący się uzależnieniami pod koniec lat 30. uznali tę teorię za „nielogiczną”, zwolennicy belladonny rozumowali, że skoro morfina powoduje zaparcia u jej użytkowników, to skuteczna antytoksyna oczyści organizm – i, co bardziej kontrowersyjne, skoro narkotyki wywołują euforię, to wyleczenie może wymagać pewnego stopnia cierpienia.

Ogłoszenie w The Boston Medical and Surgical Journal, 1910

Stopień, w jakim uzależnieni i alkoholicy doświadczali takiego cierpienia podczas leczenia belladonną zależał od miejsca, w którym byli leczeni – co zależało głównie od ich statusu społeczno-ekonomicznego. Bez wątpienia pod wpływem metody Petty’ego, spopularyzowanej wiele lat wcześniej, Charles Towns, laik, i dr Alexander Lambert ogłosili w 1909 roku, że uzależnienie i alkoholizm są „uleczalne”, ku wielkiemu uznaniu prasy popularnej i medycznej. Szpital Townsa podawał opracowaną przez obu mężczyzn recepturę belladonny i innych leków głównie zamożnym klientom, którzy wydawali na leczenie od 250 do 300 dolarów dziennie. (Publiczny oddział szpitala, który pobierał 70 dolarów za dzień, został zamknięty w latach dwudziestych). Mieszance belladonny i leków przeczyszczających, podawanych przez kilka dni, towarzyszyły posiłki w prywatnych pokojach pacjentów, ogród na dachu służący do relaksu i wypoczynku oraz indywidualna opieka pielęgniarek i lekarzy.

Wersja podana do leczenia wcześniej i biedniejszych odbiorców była znacznie bardziej surowa. W swojej pracy z 1901 roku, teksański lekarz dr Lott przyznał, że pacjenci mogą stać się „całkiem dzicy”, halucynując głosy i wizje, i zalecił, aby pacjenci byli stale nadzorowani, aby zapobiec samookaleczeniom. W 1904 r. kurator azylu w Missisipi, dr James Buchanan, opublikował w American Journal of Insanity swoje obserwacje dwóch pacjentów leczonych hioscyną – jeden z nich poddał się kuracji wbrew swojej woli. W ciągu kilku dni, notatki Buchanana opisywały treść delirium wywołanego belladonną: „Błagał o morfinę i kokainę. Zaczął widzieć robaki.” „Deliryczny i trudny do utrzymania na łóżku.” „Deliryczny i bardzo nerwowy, czepia się pościeli, widzi robaki i boi się podskórnie”. „Wymioty.” „Wciąż podsłuchiwany”. Buchanan wyraził zadowolenie z metody pomimo jej skutków ubocznych, ponieważ pacjenci po zakończeniu leczenia zgłaszali brak łaknienia morfiny. Jednakże czasopismo opublikowało komentarze do artykułu Buchanana od innych lekarzy, którzy podkreślali, że hioscyna jest „bardzo niebezpiecznym lekiem” i że widzieli ekstremalne cierpienia wynikające z jej stosowania. W artykule redakcyjnym z 1904 roku w Journal of Inebriety, w odpowiedzi na „liczne komunikaty wychwalające hioscynę w leczeniu morfinizmu”, przypomniano o jej „niepewnych i niebezpiecznych” skutkach, w tym o przypadku uzależnionego lekarza, który próbował leczenia hioscyną i wpadł w „ostre delirium” na 22 dni.

Uderzająca relacja z pierwszej ręki o kuracji hioscyną, jakiej doświadczył niezamożny nowojorski narkoman uzależniony od heroiny, pochodzi z pseudonimu Leroya Streeta z 1953 r., z pamiętnika I Was A Drug Addict. Wspominając lata od 1910 do 1923, które spędził uzależniony, Street opisuje różne sposoby, których próbował, aby wyjść z nałogu. Około 1915 roku Street dowiedział się od kolegi, że miasto oferuje bezpłatne leczenie w Metropolitan Hospital na Blackwell’s Island. Od innego zażywającego przyjaciela usłyszał, że ludzie umierali pod wpływem tej „kuracji Met”, ale i tak zapisał się w miejskim biurze w doku. Po przybyciu do szpitala na wyspie, Streetowi powiedziano, że obowiązkowo musi odnotować swoją przynależność religijną. Przybyły ksiądz odczytał Streetowi jego ostatnie rytuały, po czym Street wszedł na oddział z sześcioma łóżkami, z których trzy zawierały „postacie, które jęczały i walczyły”, ich ciała „przytrzymywane były przez pasy i krępujące prześcieradła” i „wykrzywione (…) w nieludzkie grymasy bólu, przerażenia, strachu, wstrętu”. Kiedy personel wstrzyknął mu mieszankę hioscyny, Street poczuł „strumień płynnego ognia” rozchodzący się po ramieniu, a następnie „rój stonóg” pełzający po jego ciele. Później pojawiły się wizje desperackich poszukiwań heroiny, aresztowania przez agentów narkotykowych i nieokreślonych „strachów” z dzieciństwa – aż do momentu, gdy obudził się trzy dni później, „oblany potem i tak słaby”, że ledwo mógł chodzić po odczepieniu od pasa. Szpital zatrzymał go na kolejny tydzień – w tym czasie Street zauważył zniknięcie z oddziału kilku innych pacjentów leczonych hioscyną – a następnie odesłał go do miasta. Po wyjściu z doku zażywał heroinę.

Nie wiadomo, jaką dawkę hioscyny podano Streetowi, ale można spekulować, że jego „wyleczenie” było o wiele bardziej ekstremalne niż to, którego doświadczyli klienci szpitala Townsa i być może wielu innych odbiorców mieszanki belladonny. Jednak popularność metody Townsa-Lamberta – i luksus instytucjonalnego otoczenia – często przesłaniała fakt, że leczenie hioscyną pozostawało niebezpieczne, zwłaszcza dla biednych uzależnionych i alkoholików. W 1921 roku wybitny lekarz Charles Terry zeznał w Izbie Stanów Zjednoczonych, że sam był odpowiedzialny za śmierć uzależnionej kobiety po tym, jak zastosował wobec niej metodę Townsa-Lamberta w klinice w Jacksonville. Zebrał fundusze na prowadzenie kliniki według modelu Townsa dla niezamożnych uzależnionych, ale „nie był przygotowany na ekstremalne cierpienie”, jakie zaobserwował. W raporcie z 1938 roku, wpływowi badacze uzależnień Lawrence Kolb i Clifton Himmelsbach doszli do wniosku, że „nie odnotowane zgony” w wyniku leczenia belladonną musiały być „dość powszechne”, na podstawie ich osobistych doświadczeń i przeglądu literatury medycznej. Podkreślili również, że terapia Townsa-Lamberta przeniknęła do amerykańskiej praktyki medycznej – ale jej ostrożne, bardziej holistyczne podawanie już nie. W przypadku dwóch zgonów, Kolb i Himmelsbach przypisali je szpitalnej odmowie podania pacjentom morfiny, ponieważ personel „uważał … za mniej lub bardziej grzeszne i przestępcze podawanie morfiny osobie uzależnionej.”

W tym samym raporcie, Kolb i Himmelsbach uznali leczenie belladonną za „absolutnie bezużyteczne, a nawet szkodliwe dla uzależnionych w okresie odstawienia” – przyznając jednocześnie, że nie mają „żadnej teorii” na temat uzależnienia od narkotyków lub sposobów jego leczenia. Opowiadali się za stopniowym wycofywaniem się z nałogu pod obserwacją szpitala, w miejsce ambitnych obietnic wyleczenia. Patrząc wstecz na doświadczenia Leroya Streeta czy pacjentów Charlesa Terry’ego, można zrozumieć ich pogardę dla metody belladonny. A jednak interesujące jest również to, że jednym z węzłów swoistej genealogii tej terapii jest epifania Billa Willsona, która stała się iskrą dla oddolnego ruchu na rzecz powrotu do zdrowia.

NOTES:

  1. Treść tego spostrzeżenia zawdzięczam patologowi Thomasowi Dormandy’emu w jego książce Opium: Reality’s Dark Dream (Yale University Press, 2012).
Like Loading…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.