POLITICO

lis 5, 2021

Politico illustration; Getty; iStock

By TIM ELLIOTT

11/03/2020 02:30 PM EST

Tim Elliott jest historykiem starożytności badającym populistyczną politykę w Republice Rzymskiej. Follow him @TimMaxElliott.

Dzisiaj Amerykanie będą wybierać między dwiema radykalnie różnymi ścieżkami: populistyczną ideologią przekształcającą wartości samego kraju, a próbą jej odrzucenia.

Jakkolwiek bezprecedensowe mogą wydawać się te czasy, jest to decyzja tak stara jak sama demokracja. Ponad 2000 lat temu Republika, na której wzorowana była Ameryka, stanęła przed tym samym wyborem. Ówczesny Donald Trump, Juliusz Cezar, obiecał przywrócić Rzym do wyobrażonej starożytnej chwały – ale zamiast tego zbudował sobie tron, burząc demokratyczne normy, ignorując kontrolę swojej władzy i niszcząc debatę polityczną. Rzym wybrał podążanie za Cezarem, stawiając słynną Republikę na ścieżce do zniszczenia.

Sam Trump bez wątpienia rozkoszowałby się każdą charakterystyką jako amerykański Cezar, ale to porównanie jest bardziej potępiające, niż mógłby chcieć.

Podobnie jak Trump, Juliusz Cezar był już celebrytą, gdy objął najwyższy urząd w Rzymie – i pogardzany przez większość klasy rządzącej. Jako przywódca nieustannie zadawano pytania o jego przydatność do sprawowania urzędu; bardziej niż po prostu niekonwencjonalny, działał w ramach zupełnie nowego zestawu zasad, obalając procedury i naginając prawo, gdy tylko było to celowe. Regularnie wyśmiewano go za jego osobiste słabostki. Uwikłany w liczne szokujące skandale seksualne, nigdy nie pozbył się plotki, że w młodości miał romans z królem Nikomedesem IV, przez co zyskał przydomek „królowej Bitynii”.”

Cezar był też pogrążony w wyniszczających długach – narosłych na promocję własnego wizerunku, gdy starał się organizować najbardziej ostentacyjne festiwale i igrzyska gladiatorów. Głęboko dbając o pozory, urządzał huczne demonstracje bogactwa, wykazując zamiłowanie do pokazywania jak największej ilości złota – a czynił to, zaciągając niebotyczne sumy kredytów. Przeciwnicy wyśmiewali nawet sposób, w jaki próbował ukryć, że łysieje, nosząc wieniec z dębu, by zamaskować przerzedzające się włosy.

Największy sprzeciw jego krytyków budziła jednak wybuchowa forma jego przesłania, które groziło rozerwaniem tkanki państwa. Podobnie jak Trump, Cezar przemawiał bezpośrednio do ludzi, wściekając się na tradycyjne elity, narzekając na nieobywateli zabierających pracę i zachęcając do przemocy. Rzymianie zakładali, że ich Republika jest w stanie przetrwać zagrożenie ze strony obrazoburczego populizmu, że ich normy są święte, że ich system nie może zostać obalony. Ale konsulat Juliusza Cezara zburzył tę iluzję w taki sam sposób, w jaki Trump i Trumpizm radykalnie przekonfigurowały granice akceptowalności we współczesnej polityce Stanów Zjednoczonych, ujawniając pęknięcia w zdolności instytucji do oparcia się pełzającemu autorytaryzmowi.

Wybór dokonany przez Republikę gwarantował, że ostatecznie nie przetrwała ona premierostwa Cezara. Raczej, jego kadencja pozostawiła państwo śmiertelnie podzielone, sparaliżowane brutalną przemocą uliczną i osuwające się w kierunku wojny domowej – wojny, którą Cezar sam w końcu poprowadzi przeciwko swoim wewnętrznym wrogom, by stać się najpotężniejszym człowiekiem na świecie – tym razem, na całe życie. Kiedy w końcu został usunięty, nie było to legalne odrzucenie przy urnie wyborczej – było to makabryczne zabójstwo dyktatora perpetuus, a szkoda została już wyrządzona. Po ponownym wybuchu wojny domowej ostatnie ślady Republiki zgasły, gdy następca Cezara jako jedyny ocalały ustanowił monarchię absolutną.

Republika rzymska była o wiele bardziej demokratyczna, niż wielu przypuszcza na podstawie popularnego obrazu noszących togi, jedzących dormy oligarchów, walczących o władzę w zamkniętej izbie senatu. Podczas gdy senat zazwyczaj ustalał porządek obrad, „lud” – to znaczy mężczyźni, wolni obywatele – głosował osobiście nad prawie każdym prawem, wypowiadając wojnę, określając wydatki rządowe i wybierając sędziów.

Sercem tej demokracji było pole bitwy opinii publicznej i ideologii, contio – publiczne spotkanie odbywające się na forum w cieniu najświętszych zabytków Rzymu.

Ten hałaśliwy organ demokracji bezpośredniej był centralnym elementem Republiki. Jako oficjalny środek, za pomocą którego prawodawstwo i informacje publiczne były przedstawiane ludowi i dyskutowane, nie było to miejsce dla osób o słabym sercu; istnieją historie o okrzykach na contio tak głośnych, że strącały ptaki z nieba – a ryzyko zamieszek, a nawet linczu było zawsze obecne. Jednak przez wieki contio było ograniczone przez zestaw norm znanych jako mos maiorum, czyli „drogi przodków”, które równoważyły suwerenność ludu z autorytetem państwa.

Chociaż potężne i niezbędne w administracji Republiki, władza contio była ograniczona przez uprawnienia innych gałęzi rządu. Działała w połączeniu z senatem jako środek, za pomocą którego organ ten oceniał opinię publiczną i dążył do uzyskania zgody i konsensusu. Co najważniejsze, sędziowie, którzy przewodniczyli posiedzeniom, rzadko odchodzili zbyt daleko od usankcjonowanych rodzajów komunikacji politycznej. Przestrzeganie praw, konwencji i poczucia konstytucyjnej przyzwoitości reprezentowało wiarę w wieczne państwo jako takie – rodzaj rzymskiego „oryginalizmu”.”

Ale ta wiara w konstytucję – to upieranie się, że polityka zawsze w końcu będzie prowadzona „we właściwy sposób” i że zawsze istniały mechanizmy korygujące zagrożenia dla systemu – była potężną iluzją, ukrywającą głębokie strukturalne słabości państwa.

Czar prysł podczas konsulatu Juliusza Cezara, kiedy po raz pierwszy wstąpił na podium mówcy. Cezar zmienił contio z areny zaciekłej, wielostronnej debaty w wiec, przemawiając do tłumów wiernych wezwaniami do oporu przeciwko korupcji elit – przesłaniem „osuszenia bagna”, które zyskało masowe poparcie wśród niezadowolonego plebsu.

Ta wczesna forma „demokracji Twittera” musiała czuć się radykalna i wzmacniająca. Ale była też niebezpieczna. W miarę jak prawdziwa debata i dyskusja zanikały, ciało obywatelskie coraz bardziej radykalizowało się w przeciwstawne obozy ideologiczne. Jak mówi nam Plutarch, prominentni przeciwnicy Cezara zaczęli się bać wychodzić publicznie bez ochrony; przemoc polityczna stawała się nieunikniona.

Punkt zwrotny nastąpił w przeddzień ważnego głosowania. Cezar organizował zgromadzenie w celu uchwalenia swojego przełomowego kawałka ustawy o reformie rolnej, kiedy kilku wysoce prominentnych sędziów – w tym współkonsul Cezara w tym roku, Marek Bibulus – pojawiło się przy piórach do głosowania, aby skorzystać ze swojego legalnego weta. Nagle zaatakowali zwolennicy Cezara. Było to nie do pomyślenia; dwóch trybunów ludu (których ciała prawo boskie uważało za święte) i Bibulus zostali zaatakowani; w ataku złamano Bibulusowi powięź – symboliczny totem władzy państwowej – i – dodając najgłębszą zniewagę do dosłownego zranienia – obrzucono go wiadrem ekskrementów. Ranny i upokorzony, sędziowie wycofali się do Senatu, a ustawa przeszła bez sprzeciwu.

Gdy Cezar oświadczył, że nie ma nic do zyskania angażując się politycznie ze swoimi przeciwnikami, a zamiast tego zwrócił się bezpośrednio do swoich lojalnych zwolenników, rozpoczął polityczny wyścig zbrojeń, który nakreślił linie bojowe wewnętrznego konfliktu, który pochłonął Rzym na całe pokolenie. To samo dzieje się dziś w Ameryce. Kiedy Trump komunikuje się przy kontuarze mediów społecznościowych, nie ma debaty, nie ma wezwania do konsensusu czy współpracy, jest tylko karuzela tweetów atakujących „skorumpowane elity” i promujących markę Trumpizmu. W miarę zbliżania się do decydujących wyborów w tym roku retoryka Trumpa stawała się coraz bardziej podburzająca, przedstawiając przeciwników jako skorumpowanych lub złośliwych, sprzyjając teoriom spiskowym, takim jak QAnon, i przedstawiając amerykańską politykę jako wojnę dobra ze złem. Odpowiedni wzrost przemocy – od czujności w odpowiedzi na Black Lives Matter po spisek mający na celu porwanie gubernator Gretchen Whitmer z Michigan – jest niepokojący.

W tym samym czasie, Stany Zjednoczone, podobnie jak Rzym, doświadczają głębokiej zmiany w kierunku akceptacji autorytaryzmu. Wracając do senatu po ataku, Bibulus próbował doprowadzić do potępienia Cezara za to, co było wyraźnie nielegalne – weto wciąż było ogłoszone, protestował Bibulus, pomimo chaosu na forum. Mimo to, choć istniała szansa zdezawuowania Cezara, w decydującym momencie został on uniewinniony. Cezar osadził zwolenników – poprzez przysługi i obietnicę korzyści materialnych – w aparacie państwowym, apologetów, którzy mogli blokować, manewrować i dezinformować w imieniu Cezara i którym bardziej zależało na władzy niż na ochronie praworządności. Siła poparcia Cezara oznaczała, że jego usunięcie groziło zbrojnym, ludowym zamachem stanu. Cezar odszedł z urzędu tylko z zapewnieniami i ogromnymi korzyściami osobistymi: zarządem bezprecedensowych trzech prowincji, armią i immunitetem od oskarżenia. Dziś, podobnie jak w przypadku Cezara i rzymskiego senatu, zwrot Partii Republikańskiej od opozycji do pełnego poparcia Trumpa po jego zwycięstwie wyborczym cztery lata temu przekształcił GOP w instytucję, która po prostu nie chce przeciwstawić się prezydentowi.

W tym samym czasie przeciwnicy zarówno Trumpa, jak i Cezara żałośnie źle zrozumieli ich apel. Podobnie jak w przypadku Trumpa, wizerunek Cezara był pogrążony w tym, co jego opozycja zawsze uważała za jego upadek; jego braggadocio, jego wrogość wobec przeciwników politycznych, historia finansowych, politycznych i seksualnych nieprawidłowości. A jednak, im bardziej skandalicznie się zachowywał, tym bardziej oddani stawali się jego zwolennicy. Klasa polityczna zarówno czasów Cezara, jak i Trumpa nie zrozumiała obrazu jako nieodłącznej części podstawowego przesłania; ci ludzie prowadzili krucjatę na platformie rozbijania konwencji państwowych dla własnych korzyści, konwencji, które niewiele znaczyły dla ich zagorzałych zwolenników.

Również przeciwnicy Trumpa często reagowali jak Cezar: najpierw z perlistym niedowierzaniem na jego „nieprezydencki” wizerunek, nie radząc sobie zupełnie z siłą jego przekazu – po czym sami zaczęli przyjmować trumpowski, cezarejski styl komunikacji „my kontra oni”. Pierwsza debata prezydencka potwierdziła tę zmianę, gdy Biden odpowiadał na ciągłe ataki Trumpa za pomocą uszczypliwych, osobistych ripost. Wielu Demokratów nie opowiada się za powrotem do „normalności” spowodowanym pojednaniem, ale raczej przygotowuje się do rozliczenia, jeśli Biden wygra – rozszerzając i pakując Sąd Najwyższy, rozszerzając franczyzę państwowości i zabezpieczając przekonanie przywództwa Trumpa.

Te paralele przychodzą z ostrzeżeniem dla dzisiejszych Stanów Zjednoczonych: Dwa tysiące lat temu wielu establishmentowych Rzymian źle rozumiało szkody, jakie Cezar wyrządzał kulturze politycznej i instytucjom państwa, a w pewnych kręgach trwało nerwowo utwierdzane poczucie samozadowolenia. Najsłynniejszy orator historii, Cyceron, potępił to samozadowolenie – przekonanie, że szkody wyrządzone przez „jednego złego konsula” zawsze można naprawić. W Rzymie było to dalekie od prawdy: Cezar opuścił urząd legitymizowany, ośmielony i – nawet podczas swojej nieobecności – będący stale obecną siłą w politycznym krajobrazie republikańskiego Rzymu. Kiedy wyjechał do prowincji, zgnilizna autorytarnego populizmu już się pojawiła. Rzym niemal natychmiast pogrążył się w obywatelskiej przemocy, gdy pojawili się nowi przywódcy ideologii cezarejskiej, walczący o władzę. Nawet Cyceron, którego filozofia polityczna opierała się na idei konsensusu w ramach państwa, zaczął mówić o społeczeństwie „podzielonym na dwie części”. Nie ograniczając Cezara i nie zajmując się głębokimi nierównościami społecznymi i strukturalnymi, które popychały zwykłych zwolenników w jego ramiona, establishment zapewnił, że plemienna retoryka głoszona przez Cezara na contio przełożyła się na niszczycielską i wszechobecną ideologię autorytarną.

Z przemocą będącą teraz uprawnioną formą ekspresji politycznej, kiedy Cezar powrócił do Rzymu, stanął na czele armii. Środowisko polityki silnej władzy, które pomógł stworzyć, pozostawiło wojnę domową i przemoc jako jedyne skuteczne środki zmiany politycznej – i ostatecznie przypieczętowało jego własny los. Gdy sam mianował się „dożywotnim dyktatorem”, nie było już żadnej legalnej drogi politycznej, którą można by go usunąć: W rezultacie doszło do krwawego tyranobójstwa w samej izbie senackiej. Ale nawet po jego śmierci nie udało się odwrócić transformacji rzymskiej kultury politycznej w kierunku rządów silnych, ponieważ pojawili się nowi pretendenci do kolejnej rundy brutalnych wojen domowych, które ostatecznie wygasiły Republikę raz na zawsze.

Rzymanie z 59 roku p.n.e. nie byli świadomi, że żyją w okresie znanym obecnie jako „Późna Republika Rzymska”. Tak samo będzie z okresem, który historycy przyszłości określą mianem „Późnej Republiki Amerykańskiej”. Jeśli chcemy uniknąć tego okresu, musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości. Przykład Rzymu mówi nam, że zdolność do debaty jest niezbędna do funkcjonowania demokracji. Rządy mediów społecznościowych i załamanie zdolności do debaty, gdzie każda wiadomość jest dostosowana do każdej bańki i te same poglądy są papugowane tam i z powrotem między prawdziwymi wyznawcami, służą jedynie stworzeniu narodu zakorzenionych wzajemnych wrogów.

Tak jak Rzymianie odkryli, struktury polityczne USA nie są tak solidne, jak wielu sądziło, że są. Warunki umożliwiające prawdziwą debatę opartą na demokratycznych zasadach konsensusu muszą być wbudowane lub wpisane w sam system, a nie podtrzymywane wyłącznie przez konwencję. Dziś podjęto pewne kroki w celu naprawienia rozpadającego się środowiska politycznego – takie jak wysiłki firm zajmujących się mediami społecznościowymi na rzecz walki z bezpośrednią dezinformacją, bardzo potrzebne dodanie „przycisku wyciszania” podczas ostatniej debaty prezydenckiej – ale to bardzo niewiele i o wiele za późno. Wyzwanie, jakim jest naprawa dyskursu publicznego w erze QAnon i spisków Covid-19, może być nie do pokonania, zwłaszcza jeśli w tym tygodniu nie dojdzie do rozstrzygającego wyniku, który w sposób uprawniony odrzuci Trumpizm. Niemniej jednak, niezależnie od tego, kto wygra, uniknięcie losu Republiki Rzymskiej będzie wymagało ogromnej zmiany w całym społeczeństwie i szczerej ponownej oceny słabości pluralistycznego systemu politycznego z XVIII wieku. Prawdziwa demokracja promuje różnorodne głosy; demokracja Twittera – demokracja contio – uprzywilejowuje najgłośniejszych. Jeśli Ameryka ma przetrwać tę nową erę, musi na nowo nauczyć się, jak mówić i jak słuchać.

  • Filed Under:
  • History Dept.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.