To właśnie jako student prawa Obama po raz pierwszy zapisał się w historii – i w nagłówkach gazet – kiedy został wybrany pierwszym czarnym przewodniczącym Harvard Law Review wiosną 1990 roku.
Jako student prawa, Obama spotkał wielu profesorów i kolegów z klasy, którzy okazali się pomocni w jego meteorycznym politycznym awansie z senatora stanowego na prezydenta Stanów Zjednoczonych w ciągu pięciu lat.
Każdy wydaje się mieć swoją historię o tym, jak bardzo Obama się wyróżniał.
Na pewno wyjątkowa, a teraz już dobrze znana historia osobista Obamy, wyróżniała go. Przybył na kampus w wieku 27 lat jesienią 1988 roku, starszy niż wielu jego kolegów z klasy, po okresie pracy jako organizator społeczności w Chicago. Profesor Kenneth Mack ’91, jego kolega z klasy i przyjaciel, mówi, że Obama na początku nie mówił zbyt wiele o innych aspektach swojego wyjątkowego pochodzenia, w tym o dzieciństwie spędzonym na Hawajach i w Indonezji, czy o tym, że jego matka była biała.
Najbardziej niezwykłe, biorąc pod uwagę jego złożoną tożsamość, było to, jak dobrze Obama czuł się sam ze sobą. „Tożsamość Baracka, jego poczucie siebie było tak ustalone” – wspominała Cassandra Butts ’91, która spotkała go w kolejce do biura pomocy finansowej, w wywiadzie dla „Frontline” PBS. „On nie uderzył nas w szkole prawniczej jako kogoś, kto szukał siebie.”
Obama wydajność wewnątrz i na zewnątrz klasy przyciągnął więcej uwagi niż jego charakterystycznej historii osobistej. Wiosną swojego pierwszego roku na studiach prawniczych Obama zatrzymał się w biurze profesora Laurence’a Tribe’a ’66, pytając o możliwość zostania asystentem naukowym.
Tribe rzadko zatrudniał studentów pierwszego roku, ale wspomina, że uderzyło go niezwykłe połączenie inteligencji, ciekawości i dojrzałości Obamy. Był pod takim wrażeniem, że zatrudnił Obamę na miejscu – i zapisał jego nazwisko i numer telefonu w swoim kalendarzu tego dnia – 31 marca 1989 roku – dla potomności.
Obama pomógł w badaniach nad skomplikowanym artykułem, który Tribe napisał, tworząc powiązania między fizyką a prawem konstytucyjnym, a także nad książką o aborcji. W następnym roku Obama zapisał się na kurs prawa konstytucyjnego Tribe’a.
Tribe lubi mówić, że uczył około 4000 studentów przed Obamą i kolejne 4000 od tamtego czasu, ale żaden nie zrobił na nim większego wrażenia.
Profesor Martha Minow wspomina: „Miał rodzaj elokwencji i szacunku od swoich rówieśników, który był naprawdę niezwykły”, mówi Minow. Kiedy przemawiał na jej zajęciach z prawa i społeczeństwa, „wszyscy stali się bardzo uważni i bardzo cisi.”
Artur Davis ’93 wciąż żywo wspomina, jak bardzo Obama zainspirował go przemową, którą wygłosił podczas tygodnia orientacyjnego na temat dążenia do doskonałości i mistrzostwa. Davis, obecnie kongresmen Stanów Zjednoczonych z Alabamy, upiera się, że wyszedł z tego przemówienia Obamy przekonany, że właśnie usłyszał przyszłego sędziego Sądu Najwyższego lub prezydenta.
Obama wyświetlił inne cechy w szkole prawniczej poza elokwencją, które określiłyby jego sukces jako kandydata na prezydenta.
„Można było zobaczyć wiele z jego atrybutów, podejście do polityki i zdolność do łączenia ludzi wtedy,” mówi Michael Froman ’91, który pracował z Obamą w Law Review.
Jako przywódca kampusu, z powodzeniem nawigował fraktalne spory polityczne szalejące na kampusie. Do 1991 roku protestujący studenci, domagający się, by szkoła zatrudniła więcej czarnych wykładowców, urządzili sitting-in w biurze dziekana i złożyli pozew sądowy, zarzucając dyskryminację.
Obama przemawiał na jednym wiecu protestacyjnym, ale w większości wolał pozostać za kulisami i dawać przykład, wspomina jeden z liderów protestu, Keith Boykin ’92. Obama zrezygnował z opowiadania się po którejś ze stron w ideologicznych sporach, które często dzieliły spolaryzowaną politycznie kadrę Law Review, stawiając siebie w roli mediatora i rozjemcy. Takie podejście zaskarbiło mu trwały szacunek członków Law Review, w tym także tych, którzy niekoniecznie zgadzają się dziś z jego poglądami politycznymi.
„Miał tendencję, by nie wchodzić w te debaty i spory, ale raczej zbliżać ludzi do siebie i szukać kompromisów”, mówi Bradford Berenson ’91, który należał do stosunkowo niewielkiej liczby konserwatystów w Law Review.