MINNEAPOLIS, Minn.- Ubóstwo rdzennych Amerykanów nie pasuje do obrazu, jaki wielu może mieć o życiu na odosobnionych, wyczerpanych rezerwatach. Większość rdzennych Amerykanów mieszka teraz w miastach, gdzie wielu z nich nadal próbuje dostosować się do miejskiego życia; jako grupa, rdzenni Amerykanie zmagają się z 27 procentowym wskaźnikiem ubóstwa i nadal próbują odwrócić niektóre z trwałych skutków polityki federalnej, która stawiała ich w niekorzystnej sytuacji przez setki lat.
Akt Relokacji Indian z 1956 roku był impulsem do relokacji dużej liczby rdzennych Amerykanów żyjących obecnie w obszarach miejskich. Chociaż ustawa nie zmusiła ludzi do opuszczenia swoich rezerwatów, utrudniła rodzinom pozostanie poprzez rozwiązanie federalnego uznania większości plemion i zakończenie federalnego finansowania szkół, szpitali i podstawowych usług w rezerwatach – wraz z tworzonymi przez nie miejscami pracy. Chociaż rząd federalny zapłacił za koszty relokacji do miast i zapewnił pewne szkolenia zawodowe, rdzenni Amerykanie zamieszkujący miasta stanęli w obliczu wysokiego poziomu dyskryminacji zawodowej i niewielu możliwości awansu zawodowego.
Minneapolis było jednym z pierwszych miast wybranych do federalnego programu relokacji. Tutaj, społeczność rdzennych Amerykanów podjęła pewne odważne kroki, aby wspomóc integrację, takie jak otwarcie szkół publicznych dostosowanych do potrzeb rdzennych Amerykanów i utrzymanie jedynego w kraju federalnie subsydiowanego projektu mieszkaniowego dla rdzennych Amerykanów. W latach 70-tych Minneapolis stało się siedzibą narodowej organizacji American Indian Movement, grupy walczącej o prawa obywatelskie. Wśród innych osiągnięć, naciskała na rząd federalny, aby przywrócić uznanie plemion i suwerenność.
Grupa pracowała, aby cofnąć setki lat polityki federalnej, która odegrała rolę w produkcji współczesnego ubóstwa rdzennych Amerykanów. Dwie pierwsze z tych polityk to przymusowa relokacja rdzennych Amerykanów do rezerwatów i utworzenie w 1824 roku Biura do Spraw Indian. Jeszcze w tym samym stuleciu pojawił się ruch mający na celu „ucywilizowanie” lub zasymilowanie rdzennych Amerykanów, a Biuro stworzyło federalne szkoły z internatem, gdzie rdzenne amerykańskie dzieci zostały oddzielone od swoich rodziców i mogły mówić tylko po angielsku oraz uprawiać sporty o europejskim pochodzeniu. Według Carolyn J. Marr, antropologa i bibliotekarza w Seattle’s Museum of History and Industry, szkoły starały się „wyplenić wszystkie ślady ich plemiennych kultur.”
Więcej w tej serii
W latach 30-tych, te szkoły z internatem zaczęto zamykać po tym, jak niezależna ocena ujawniła, że uczniowie byli niedożywieni i żyli w złych, przepełnionych warunkach. W końcu Kongres zdecydował, że lepszym rozwiązaniem będzie asymilacja, i zachęcił rdzennych Amerykanów do opuszczenia rezerwatów i przeniesienia się do miast – stąd Indian Relocation Act z 1956 roku, który zakończył federalne uznanie większości plemion. Choć ruchy praw obywatelskich w latach 60. w końcu wywarły presję na rząd, by przywrócił uznanie dziesiątków plemion, wpływ wcześniejszej polityki pozostał; Biuro do Spraw Indian pozostaje prawnym zarządcą większości ziem plemiennych, co sprawia, że rdzennym Amerykanom niezwykle trudno jest posiadać własność i budować bogactwo w sposób, w jaki mogą to robić inni Amerykanie.
W wyniku ustawy o relokacji Indian, Minneapolis stało się również domem dla ścisłej społeczności rdzennych Amerykanów, z większością z dużych plemion Ojibwe i Lakota w Minnesocie. Rdzenni Amerykanie stanowią obecnie 7 procent mieszkańców dzielnicy Phillips w południowej części Minneapolis, która jest również najbiedniejszą dzielnicą miasta – około 48 procent ludzi żyje tam w ubóstwie. Znajdują się tam Minneapolis American Indian Center, Native American Community Clinic, Native American Community Development Institute oraz Minnesota Indian Women’s Resource Center. Na skraju dzielnicy znajduje się Little Earth of the United Tribes, jedyny w kraju projekt mieszkaniowy dotowany przez HUD, w którym preferowani są rdzenni Amerykanie. W rozległym kompleksie, który powstał w 1973 roku z pomocą American Indian Movement, mieszka ponad tysiąc osób. Celem było stworzenie poczucia wspólnoty i niedrogich mieszkań dla rdzennych Amerykanów, którzy migrowali do miasta.
Kiedy odwiedziłem dzielnicę Phillips, zrozumiałem dlaczego Mała Ziemia była sercem rdzennej społeczności amerykańskiej. Malowane sprayem murale wodzów plemiennych rozjaśniły chodniki i most dla pieszych. Spotkałem się z Frankiem Downwindem, dyrektorem ds. młodzieży w Little Earth. Downwind jest z plemienia Red Lake Chippewa i choć urodził się w South Minneapolis, część dzieciństwa spędził w rezerwacie, oddalonym o około pięć godzin jazdy samochodem. „Nie ma zbyt wielu możliwości w rezerwacie, jeśli nie jesteś na polowaniu lub wędkowaniu,” powiedział. „Łatwo jest popaść w niezdrowy styl życia.”
Podczas gdy Little Earth stało się magnesem dla przestępczości i narkotyków, Downwind mówi, że zapewnia również mieszkańcom silne wsparcie poprzez niezliczoną ilość usług społecznych. Little Earth niedawno odnowiło kilka domów w sąsiedztwie dla rodzin, które chciały zostać właścicielami domów, ale nie chciały opuszczać okolicy. Downwind niedawno kupił sobie dom na przedmieściach, ale mówi, że czuje się trochę odizolowany i nie na miejscu. „Czasami żałuję, że wyjechałem,” powiedział mi. „Na wszystkie złe rzeczy, które się tu dzieją, żyć w społeczności, gdzie ludzie cię znają i dzieci do ciebie podbiegają, to jest coś, co trudno znaleźć.”
Jednym z nastolatków, który chodzi do centrum młodzieżowego Little Earth po szkole jest Chavanna Rodriguez, która ma 17 lat i jest w połowie Lakotą. Mówi, że wiele dzieci chodzi do ośrodka, aby znaleźć schronienie przed endemiczną kulturą narkotykową w okolicy. Uważa, że wiele z uzależnień od tabletek przeciwbólowych, które widzi, jest bezpośrednio związanych z biedą. „Wielu ludzi boryka się z problemami i cierpieniem, a to pozwala im uciec” – powiedziała mi. Rodriguez chce iść na studia, ale nie zna nikogo, kto by to zrobił. „Może mi to zająć pięć lat, ale skończę studia.”
Niskie wskaźniki ukończenia szkoły średniej wśród rdzennych Amerykanów są kluczowym czynnikiem utrzymującym ich w pułapce ubóstwa, mówi Anna Ross, dyrektor Departamentu Edukacji Indiańskiej w Minneapolis Public School District. Spotkałam Ross w Anishinabe Academy, zaledwie kilka przecznic od Little Earth. Jest to jedna z pół tuzina szkół publicznych nastawionych na nauczanie uczniów o rdzennie amerykańskim pochodzeniu. W tej szkole podstawowej nie ma plakatów z blondwłosymi, niebieskookimi dziećmi. Zamiast tego, większość dzieci przedstawionych w materiałach dydaktycznych ma ciemną skórę i długie, czarne włosy. W jednej z sal Ross wskazuje na laminowane banery na ścianie z siedmioma słowami: pokora, odwaga, miłość, prawda, szacunek, uczciwość, mądrość. Jest to siedem „nauk dziadka”, według których żyją Ojibwe, czyli Chippewa, jak wyjaśnia, i są one odzwierciedlone w programie nauczania.
Ross prowadzi mnie do jednej z klas przedszkolnych dla 4-letnich dzieci. Jedna z nich jest klasą immersyjną, nauczaną w języku Ojibwe, którym posługują się plemiona od Minnesoty po Kanadę. Inna klasa jest prowadzona w języku Lakota. W klasie Ojibwe dzieci siedzą w kręgu wokół nauczyciela, który trzyma różnokolorowe karty. „Jak powiedzieć 'brązowy’ w języku Ojibwe?” – pyta. Dzieci odpowiadają, nieśmiało. Częścią nauczania młodzieży z perspektywy rdzennych Amerykanów jest danie im wiary w siebie i dumy z ich historii i kultury. „Na zajęciach naukowych możemy rozmawiać o dzikim ryżu i jego wpływie na środowisko”, mówi Ross, odnosząc się do powszechnej praktyki rolniczej w plemionach prerii Ameryki Północnej.
Dla rdzennych Amerykanów, aby przerwać cykl ubóstwa, Ross mówi, że muszą oni zobaczyć wartość edukacji i zobaczyć siebie pozytywnie przedstawionych w programie szkolnym. Jej wydział zapewnia dwudniowe szkolenia dla nauczycieli, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tym, jak włączyć rdzennych Amerykanów do swoich zajęć i wycieczek terenowych.
Stopy ukończenia szkoły w czasie dla rdzennych Amerykanów wzrosły z 24 procent w 2011 roku do 36 procent w 2015 roku, ale to wciąż dość niski poziom. W Twin Cities są oni grupą rasową, która ma najmniejsze szanse na ukończenie szkoły w terminie. Ross mówi, że rdzenni Amerykanie kojarzą edukację publiczną z pewną traumą, ponieważ dla wielu z nich trwające dziesiątki lat wysiłki, aby zmusić ich do zapisania się do federalnych szkół z internatem, wydawały się mieć na celu wymazanie ich kultury. Ross, która jest Turtle Mountain Ojibwe, mówi, że jej babcia została zabrana do jednej z tych szkół z internatem jako dziecko. „Wciąż jest wiele niepokoju, więc nic dziwnego, że niektórzy rdzenni mieszkańcy nie są tak zaangażowani w edukację swoich dzieci” – mówi Ross. „Ludzie mówią: 'To już historia’ i 'pogódź się z tym’, ale to nie było tak dawno temu.”
Choć Minneapolis poczyniło wielkie postępy w zaspokajaniu potrzeb najbiedniejszej rasy Ameryki, wydaje się, że kraj, jako całość, zapomniał o pierwszych Amerykanach. Wielu mieszkańców dzielnicy Phillips mówiło mi o tym, że czują się niewidzialni, ponieważ tak często są pomijani w rozmowach dotyczących czarnych, Latynosów, Azjatów i innych grup mniejszościowych. Mimo to odrzucają oni przedstawianie rdzennych Amerykanów jako „znikającej rasy” – w końcu dekady polityki federalnej mającej na celu asymilację rdzennych Amerykanów nie sprawiły, że zniknęli.
.